Nie było mi dzisiaj już nawet smutno. Trochę, momentami. Nie patrzałam wcale na niego ani nie zazdrościłam, jak gadał z innymi lachonami. Nie dawałam się dławić próżnej zachłanności, aby tak obejrzał się na mnie, aby na mnie patrzał, żeby to on zaczął i był tym ciągnącym wektorem. Wysoki sąd orzekł, taki chuj. Koniec posiedzenia, bez odbioru. Teraz śpiewaj, Joan.
Nie-w-a-r-t-o.