poniedziałek, 30 kwietnia 2018

Llorada con amargor fuerte

Niby tak za hiszpańskim nie przepadam, ale to jakie jest ładne. A znaczy: bardzo gorzko płacząca czy coś takiego. No widziałabym to jako napis na jakiejś mojej koszulce albo w zeszycie gdzieś na okładkę czy coś. Albo tatuaż, o. Brzmi to pięknie. A i pogoda dzisiaj piękna, nawet za upalna już momentami, bym powiedziała. Dobrze, że chociaż wiatr ten tak łagodził, chociaż też już chwilami zbyt napiździało. Ale za to w pełni wakacyjnie. Chociaż w tamte lato bardziej mi się tu podobało, rzecz oczywista. A teraz, paradoksalnie, to w tę zimę, zimną, ja właśnie byłam jakże szczęśliwa i w skowronkach. A potem przychodzi wiosna, i bach, kat toporem łeb urzyna, rozciachując przy tym serce na kwaśno i śmiejąc się nad tym wszystkim gorzko a podle. Ale nie okrutnie, okrucieństwo w tym całym zajściu to udział akurat tego typa omyłkowego, którego ku memu dożywotniemu przekleństwu będę miała jako tego pierwszego, o, losie.
No, ale albo mój przyszły kochanek po prostu się z tym pogodzi, a co za tym idzie i ja będę musiała przepuścić mimo jego chędożenie innych lasek i umizgiwanie się do nich, jakkolwiek śmiertelnie wręcz nie do zaakceptowania by mi się to nie jawiło - więc cóż, już nie może, no sprawiedliwość albo proszę pierwsza rzucić kamieniem, plugawa dziwko - no i znowu nadbudowałam jakieś pjerońsko zagmatwane zdania, psia jego maść. Albo - tak, więc albo albo, bo na tym stanęło - albo więc będę sama i dumnie się zmarnuję, nie wydając potomstwa, nie zostawiając tym samym po sobie żywego dziedzictwa w tym doczesnym padole i obracając się obojętnie w kupkę kurzu. W srakę.
Ale ja lubię emocjonalne piosenki. Takie bolesne wręcz nawet, tym lepiej. A że pewnie wiąże się to z tą trudną do zniesienia, neurotyczną i masakrycznie w ogóle pierdolniętą częścią mnie - no i dobrze!!

sobota, 28 kwietnia 2018

Fajnie być (z) osobą na której można polegać

I zasnęłam wczoraj wręcz dziecinnie wcześnie, po tym całym tygodniu, i nie mogłam się wgl ocknąć dzisiaj w dzień xDD taka byłam martwa jakoś z tego wszysteńkiego.
Zęby nawet myłam w kratkę i żarłam też z grubsza nieregularnie, oj będzie bul jak się z tym nie ogarnę. Ogarnęłam się już za to trochę z tą robotą co tak dyrdam na tę piątą rano, przynajmniej tak fajnie rześko na dworzu jak się wychodzi. Z wyjeżdżaniem rano nad morze mi się to kojarzy, ahh sweet. Aale chciałam nawet iść sobie do sklepu po jakieś szamę, a nawet nie zebrałam się ostatecznie do kupy i czort, najwyżej skoczę jeszcze jutro. Tydzień temu się skończyło tak, że ostatecznie w jakiejś żabce wydałam niedorzeczny piniądz na jakieś totalne gówno XD nie no to jutro chociaż kupię jakieś "normalne" rzeczy a nie kurde, dżank. No szanujmy się.
Z jakiegokolwiek powodu uznał mnie za złą, mylił się skurwesyn. Otóż nie. Będę najlepsza. Jestem. Ale już nie dla niego. W ogóle gdybym mogła przeprosić już mojego przyszłego męża, najchętniej bym to zrobiła! Och! Chrystusie na rowerze.

środa, 25 kwietnia 2018

Dwa odcienie polakierowanych pazurków i byle do majówki

Ło paanie, jak to pachniało. Ale już poprzekwitało, płatkowie opadli i miast tego nynie zieleniej. A dzisiaj to tak słońce przenikliwe-chmury gęste -rzadki deszcz. I wiatr. Nawet porywisty dosyć, bym powiedziała. Nieźle mnie wysmagało, jak łaziłam po mieście. A zmoczyło jeszcze nieźlej, jak wracałam po zajęciach, no wróciłam mokra jak zwierzę. Ale heca.
Miał dzisiaj taką zajebistą koszulę na sobie, no przecież ja takie najbardziej lubie, choć mógł o tym nie wiedzieć. Taką męską koszulę, czarną. Z początku to serce mnie się ścisnęło, aż przykro, no wzroku nie mogłam oderwać nim się zorientowałam, co w ogóle odpierdalam i- jak mogę. Więc się więcej już nie gapiłam na niego. Nie ma nic już przecież między nami i dobrze. Na szczęście i tak jak otrzeźwuję, to mogę nawet zerknąć na niego i nie czuję nic, jakkolwiek powalająco by nie wyglądał. Mówiłam mu, pamiętam, że jestem na tyle płytka, że samym wyglądem mnie można zahipnotyzować.
Prawda, ten estetycyzm przewlekły czy inne cholerstwo się z tym wiąże, niestety stanowi to jakoś o mojej naturze. Tak samo jak przeklęta dwubiegunowość -między melancholią zwłaszcza i ekscytacją, albo naiwnością i ostrożnością -ale niejako panuję nad tym, a w każdym razie! radzę sobie jakoś. I to całkiem dumnie. Właśnie, duma, in the name of love? Co więcej w jej imię? We mnie na szczęście miłość jest silna i będzie, choć on by powiedział że to grażyńskie i w ogóle, lecz już nie popełnię tego błędu, że się będę nim przejmować, ani choćby trochę. Ani w najmniejszym stopniu. Du-ma. To ja się biorę z tego rozpędu za pisanie zadań o palącym dedlajnie na piątek, (dzisiaj w ogóle obiadu nawet nie zjadłam bo wstałam gdzie o trzynastej, dopiero przed niemcem sobie nabyłam kawę, a i tak zgonowałam momentami po wychyleniu jej całej) i myślników będę używać już schludniej yep. Heheh.

wtorek, 24 kwietnia 2018

I tak naturalne to aka Ewoluuję

Kupiłam sobie dzisiaj taki zeszyt w jakiejś księgarni w galerii, jak tam polazłam na tym okienku dzisiaj między literaturą a tym wstrętnym przyswajaniem językowym. Nie, żeby coś się działo na nim, nic się nie dzieje, a ja już pół semestru i tak tam zapylam i skrupulatnie zaczyniam notatki, ale już mam dość, zwłaszcza tej trochę ciężkostrawnej baby. No jak dla mnie. Wcale się nic nie stanie, jak od teraz sobie to dziadostwo odpuszczę, przynajmniej będę miała dłuższe okienko. No i właśnie, siadłam tak sobie za targową w cieniu na ławeczce i zaczęłam pisać w nim. Tym nowym zeszyciku. Ładnie to będę prowadzić i po angielsku. Nie to co tu. Może w końcu pociągnę jakieś wartościowsze przedsięwziędzie z tego gatunku. A nie, co do tej pory.

poniedziałek, 23 kwietnia 2018

Wiosna to też śmierć

Zaletą z odsłaniania powleczonych cieńką pończochą odnóży u niedowartościowanej jednostki kobiecej są sporadyczne a przelotne spojrzenia męskie. Aprobujące, przyciągane odruchowo, dyskretne mniej lub bardziej. No poza patologią, ona się nie liczy. Nawet puszczone oczko się może zdarzyć. Nie w tych rajstopach, rzecz jasna, chociaż też. Hej, miało być o czym innym. Linije całe monologokształtnych wywodów wewnętrznych ciągną mi się wedle łba pustego tudzież inne historyjki, no ale teraz już tego tu nie wklepię nie zaczynię. Później. Co się odwlecze, no (a to miał być akcent optymistyczny).

niedziela, 22 kwietnia 2018

Trzeźwa! i nie pół homo

Wiele fajnych rzeczy na koszulkach mieli ludzie, co widziałam na mieście. Best things in life aren't things. Champions are made, not born. In girls we trust (a to akurat na torbie). Albo: Dziwne, u mnie działa. A ja dzisiaj dzień zaczęłam jedząc sobie loda oreo o północy na przystanku tramwajowym na zaolziańskiej, było dosyć ciepło ale trochu już mnie ziębiło w tej bluzie, ale i tak kupiłam sobie praktycznie same jakieś syfiaste żarcie, praktycznie same słodycze. Dzisiaj też tylko na czipsach i czekoladzie. Ale taki miałam humor i no ragrets. Paskudnie teraz w gębie od tego, na brzuchu też nieco ciurli, ale nic to, też mi coś. Chciałam to chciałam! Jutro już będę jeść normalnie i tyle w temacie. Może pójdę sobie na zupę do misia.
A, no bo spędziłam wczoraj kilka pełnych godzin z fajnymi moimi znajomymi. Nawet nie gadałam w sumie nic, jak to Ola powiedziała: minus jedno słowo. Ale bardzo, bardzo dobrze że tam poszłam. Potrzebowałam tego, wiedziałam o tym. Pod koniec za to jak zdarzyło mi się rozgadać, jak to Agatka powiedziała, że mam swoje momenty, o, tru.
Dżiz! jutro ta robota na piątą rano. Przecież muszę się ocknąć wcześniej, ee. Miałam już coś zmieniać z tą pracą, ale to chociaż do maja jeszcze porobię, aha no i z tym podaniem na most też się miałam uwinąć ajjaj! I z tym cv. A to je już zrobiłam. Aha. I przeszłam też płynnie (no, może przechodzę trochę jeszcze) do porządku dziennego nad tym, że nieudane związki najzwyczajniej chodzą po ludziach, o niefart jest nawet łatwiej niż o dobrą srakę. No bo taką rzadką, nie. Nie. E, no i te jego żarty też by mnie już nie bawiły. Płytki człowiek. Jak poznam tego swojego przyszłego męża, to pewnie weźmie mnie pusty śmiech, przy jakim byle czym bym się była ostała! o zgrozo.
A hitem sezonu są jebnięcia mpk, o których właśnie wczoraj zasłyszałam w towarzystwie. Albo te różne inne skandalale i zgłoszenia do prokuratury, o Boże, taki humor to w to mnie graj, i nawet jakbym była wciąż taką tykającą bombą uśpionego przypału towarzyskiego (ale przecież nie jestem), to i tak wczoraj było nad wyraz miło. Nad wyraz. A jak te tramwaje jeździły za nami, jak siedzieliśmy przed piątakiem, i na przykład nagle takie srrrut! i spięcie poszło tych po kablach czy to drutach nad tramwajem, i od razu ktoś: jebło!!. Serio, to jest śmieszne no niebożebnie. O, nieba, dzięki, serio. Hej, w sumie z typem też mi po prostu: jebło! Rozmawiałam nawet sobie z Agatką, że no po prostu jest trudno i człowiek się może zagryzać z tym, ale cóż? jak po prostu nie ma być inaczej. Nie ma to nie ma. Grunt, że będzie lepiej, bo będzie. Kiedyś! Ale będzie. No i wincyj tej kursywy wal, oo kwiaty takie artystyczne ojejku

piątek, 20 kwietnia 2018

Bulwarem Tadka Jasińskiego aka nie-mistycyzm

No i każdy dzień z mijającego tygodnia miałam coś tu napisać. A nie pisałam. Ło, jezusińku, te zaległości. Tyle wszak było rzeczy do ponapywypisywywania. Prawda?
Tytuł ostatecznie nadałam jeden z tego, jak ze swoim byłym (ha) byłam tam ostatnio jeszcze na spacerze, jak gadaliśmy. A to było w czwartek dwudziestego drugiego marca, prawie miesiąc temu. A rok temu za to, z dwoma dniami, to na starym mieszkaniu ten cały Kubuś-niuniuś był u mnie, bo mi pomógł z dworca dotaszczyć walizkę, ale wówczas co, posiedzieliśmy u mnie, pogadaliśmy coś tam o dupie marynie, posiedzieliśmy przy lapku, niby z ciekawości próbowałam wziąć go za rękę - ale to było w sumie takie bardziej bawienie się nią, niż cokolwiek. Paznokcie mu wbijałam lekko w tę łapę, ale nie czułam jakoś nic przy tym. No i on poszedł sobie, dziesięć dni później byliśmy tylko na spacerze po Ostrowie co tak lało, i potem niby "do następnego, do następnego", a tego następnego jakoś tak naturalnie nie było i ostatecznie wszystko się samo rozwiało. No co innego z - tym, teraz. O, on mi pomógł raz dotachać zgrzewkę wody jak byliśmy na zakupach w kerfurze. Aż w końcu teraz co? Dotachałam sobie sama, o. Pff, też mi coś. I jeszcze wlazłam z tym na ósme piętro. Ciągle teraz włażę. Nawet z dwa razy dziennie, jeśli akurat kręcę się tyle między miastem a chatą.
Eehehhe, no to już wiem, bo piosenek bym miała dużo do wstawienia i porozpisywania się z serduszka o nich, i jeszcze zdjęcie jakieś chciałam tak tematycznie, a i z życia dni najświeższych jakieś szczególiki smaczne przytoczyć - no i co tu walnąć teraz? (może przestać tak pastować tym "no", sprośna bulwo). No, to ja jestem z jednego bardzo a bardzo dumna. Uwaga - z przezwyciężenia w końcu tej trującej zgryzoty za... no właśnie, moim byłym! Już nie kojarzy mi się tak patologicznie i niesmacznie to określenie, znaczy może trochę tak, ale najwyraźniej do patologii i niesmaku może trochę przywykłam! A w każdym razie wyrobiłam jakąś tolerancję na nie! No i, do rzeczy, otóż uodporniłam się już absolutnie na niego w ogóle, znaczy na sam widok jego, na głos, na cokolwiek w ogóle dotyczące jego obecności, na widok zwłaszcza. O ile jeszcze na początku po prostu mnie dobijało to, jak nagle jeszcze piękniejszy i idealniejszy mi się jawi (o ironio), no bo tę brodę taką zapuścił, omg, no i te włosy trochę też, no i jak siedzi taki zamyślony, oomg, albo w ogóle jak się uśmiechnie, o.m.g. A już nie mówiąc, jak z jakąś inną dziewczyną coś, cokolwiek, no to mnie tam zapaść normalna śmiertlna wewnętrzie brała, no słowo daję.
Takie tam. Skrajne sentymentalistki tak mają. Ale to gówno da się wyleczyć.
No i proszę bardzo, mimo że staram się nie patrzeć na niego wcale a wcale, żeby sobie oszczędzić tej jego głupiej mordy, to jak już spojrzę, to nic-a-nic w ogóle mnie już w nim nie ujmuje, nie porusza. No dosłownie popatrzę się na cokolwiek - i takie wtedy - pff, no i co. W zasadzie to jaki przeciętniak w ogóle albo w ogóle brzydal. Phii pff fff no klękajcie narody, moje dzieci mi kiedyś będą wdzięczne za lepszego ojca. Prosto z tematem.
Ale też jestem głupia, że pierwsze że co piszę to mam niby tyle do napisania co chciałam, a i tak znowu wracam do tego jakże żałosnego, a zamkniętego już na ament zaryglowanego całkiem epizodu no? No?? Śmieszne. Proszę skończyć.
A jutro sobie idę na integrację na wyspę do moich kochanych bliźnich z roku, ach się jakże cieszę, no nie masz jak doborowe towarzystwo. Marzenie.

poniedziałek, 16 kwietnia 2018

Rezystancja ekscepcjonalnie płodna w sukces

Mokro dzisiaj i tak duszno na dworzu. Zmieniłam pracowanie na Magnolię i tam jeździ i pracuje mi się lepiej, od dzisiaj. Znowu nie pamiętam co mam pisać. Tyle mi się układa w głowie i w myślach już nawpykuję tych postów niby weną niesiona, a potem przychodzi co do czego i nie klei się. A, mam jutro test z literatury angielskiej, wypadałoby się skupić i naumieć rzeczy na ocenę przyzwoitą. A jeszcze ta pjerońska prezentacja na pisanie do kultowej już na naszej hermetycznej grupie miss Sodomy Gomory, czy jak diabeł zwał - a też bym musiała paczałki wypatrzeć nad tym rozwlekłym jak znoszone rajstopy artykułem o memorializacji śmierci w dobie cyfrowej. Bosko.
Czy mądra kobieta powinna się poddawać jakże rwącej frustracji seksualnej? Nie. 
Czy rozsądna dziewczyna powinna się skupić na ogarnięciu siebie i życia zanim zwiąże się na dobre z (dobrym) jakimś (wróć: najlepszym) facetem? Tak.
Głupią więc jestem dziewczyną. I to co nie miara, prawda. Ale da się z tym żyć? I owszem, i da się to życie ogarniać, jak najbardziej. I da się pracować nad sobą i stawać coraz lepszą. Upływ czasu w tym tylko pomaga. 

niedziela, 15 kwietnia 2018

Eee nie mam coś melodii pisać, to zostawię tylko tę piosenkę

Kocham
Jezu, mogłabym ciągle tego słuchać
Albo może jednak coś napiszę... No bo miałam już sobie dać siana, dałam, ale tak jeszcze: no bo z jednej strony ta tęsknota i żal taki za dupę straszny, momentami wręcz upokorzenie jakieś i poczucie krzywdy takie, że ze mną coś nie tak, i tylko dlatego nie stykło. Zrozumiałe, jestem wszak nadwrażliwą sentymentalistką ze skłonnością do hiperbolizowania. Ale zrozumiałe to równie, co nieprawdziwe i w ogóle nieuzasadnione, śmieszne. No bo, stuknijże się w ten pusty łeb, dziewczyno. 
Bo oto z drugiej strony wniosek ten prawdziwy - i tak w głębi serca od początku przeczuwałam, że to jeszcze nie on, przecież miałam nawet takie przebłyski, że ej - co ja wyprawiam, że przecież go nie kocham (no przecież tak miałam! tylko tłumiłam kategorycznie, może nie?). Owszem, może skoro wzięło mnie na takie przeżywanie po rozstaniu, to jednak sama jakoś rozkrzewiłam w sobie tę miłość do niego, ale to nie było to... Tylko ja wątpiąca, że trafi się coś lepszego, więc mobilizująca się (na próżno skądinąd), żeby spleść nas tak razem-razem. No i nie wyszło, jak mocniej napiera się na korek w wodzie, tym mocniej wyskoczy, nie? Tak Baltona nauczył córkę (taoistyczne wu-wei).
Hej, wszystko jasne. Zresztą i tak już mi lepiej. Coraz lepiej, i poprawia się bardzo mocno i na dobre. A to dobrze. 

piątek, 13 kwietnia 2018

Tyle tyle w temacie

Oh snap, tak sobie miałam dużo dużo napisać jak wrócę dzisiaj z roboty, a wróciłam za dwadzieścia dziewiąta, ale tak jakoś glebłam i ostatecznie to muszę się zaraz zbierać jechać do komputerowni na ifę na przekład użytkowy. Skądinąd, nynie jedne z moich ulubionych zajęć. Ach, poczytam sobie kiedyś jeszcze Wiedźmina całego. Tak mi się to pięknie kojarzy, jak go sobie przeczytałam ów rok temu.
Napiszę tu o fajnych rzeczach. Takich, którym przyświadczałam ostatnio. Na szczęście było ich trochę. Właśnie, bo w ogóle to ja jestem i tak bardzo szczęśliwa. A dzisiaj pjuntek tszynastego, i co he? - a ja jestem immune na taki szajs. Żadne przesądy na mnie nie działajo. Ma się względnie tę kontrolę nad własnym życiem. Jak się zechce, tyle przecież daje radę. Ile pożytecznego zrobiłam ostatnio! Włącznie z jakże chwalebnym racjonalizowaniem się. No, duma.
W sumie to za dziesięć jedenasta jakoś sobie wyjdę, coby na te wpół do spokojniutko zdążyć.
Dobra, to co na przykład mogę teraz wypisać? A, że wypracowałam już sobie siedem godzin u kuchni tego ciucholanda w galerii. Śmieciowa ta robota, taką jednostką mróweczką się tam jest babrającą się i uwijającą przy tym korpotargowisku próżności, ale oby był chociaż jakiś pinionc, to styknie. Uzbieram sobie chociaż na tę wejściówkę na majówkę, liczę. Warto będzie więc. (co ja tak dziwnie piszę?)
A właśnie, dialog dzisiaj w tramwaju jak podjechał sobie on na przystanek:
Baba: Może pan podjechać bliżej?
No bo przed nami stała akurat siedemnastka (jechałam dwójką), ja stanęłam już u wyjścia, a ta babka za mną, a to było zaraz przy tej kabinie motorniczego.
Motorniczy: Nie mogę, bo muszę wjechać całym składem. 
Nie wiem czemu, to takie jakieś śmieszne było, taka interakcja między nimi. Nieraz mnie śmieszą takie szczegóły albo w ogóle rzeczy jakieś przelotne i różne subtelności i niuanse, na które pragmatyczna jednostka ludzka w ogóle nie zwraca uwagi, bo i pewnie nie warto. A że ja jednak zwracam, ech no to abstrakcyjne zupełnie jakieś poczucie humoru czy co, bo ja nie wiem.
No i ta babka jeszcze tak do siebie: Deszcz pada, cholera.
Trochę kropiło, fakt. Też zauważyłam przez szybę. Ale znowu jak mnie to rozbawiło, jak to usłyszałam za sobą. A w sumie tego deszczu to już tyle co nic, jak wyszłam.
- Nie czekam, nie potrzebuję! -

niedziela, 8 kwietnia 2018

Jak się boisz wody, od razu skacz tam gdzie najgłębiej

Znowu tak mam, że w nocy jakieś gówno-sny i budzę się taka zmordowana i prawie nie do życia, a potem w miarę dnia jakoś mi to przechodzi.
Słucham dużo muzyki, i to dobrej, takiej która pomaga. To pewnie też się mocno przyczynia do tego, że mi się poprawia. Burza dzisiaj była i trochę błyskało, ale przeszło sobie. A ja się wzięłam za tłumaczenie i w ogóle zadanka na jutro. I pojadę sobie też załatwiać różne sprawy. Książeczka sanepidowska, medycyna pracy, a wcześniej tyranie w ciucholandzie - jakże dorośle, yhy? Dobrze. Trzeba się zaprawiać. Nie muszę żadnej z tych rzeczy, ale wolę się za nie zabrać i popróbować, zamiast siedzieć w barłogu i się mazać. No szanujmy się! Get on with your life, you young lady.
To samo z tym programem wymiany i wyjazdem na inną uczelnię. Wiadomo, rezygnacja z tego mieszkania, przeprowadzenie się do innego miasta, nowe lokum, aklimatyzowanie się w nowym środowisku. Przyznam, że trochę się tego boję - ale tak samo z pracą, wyjazdem ewentualnym do Anglii czy w ogóle załatwianiem wszelkiej tej biurokracji poważnej jakże. Znaczy to, że tym bardziej trzeba brać byka za rogi i nie marnować życiowych okazji.
Nie będę przecież żałować, że próbowałam, nie? Tym bardziej, jak sama się będę starać i z czystym sumieniem nie zarzucę sobie braku mobilizacji z mojej strony. Żałowałabym prędzej, jakbym osiadła dupą na mieliźnie, czy jak to tam ów kutafon mądrze prawił.
A to był Wojtek z Video, he he. Ach, dobre wspomnienia.
A, właśnie, Wojciu z Werką to ich sprawa. Tak samo Porzeczkooki z tą Anią, ich związek to ich sprawa. Nie zazdroszczę nawet, no bo czego? Wiem jak to jest, dzielić z kimś takie szczęście i nadzieje, więc winszuję dobrze, a niech się cieszą sobą ile dusza zapragnie. Zwłaszcza, że lubię ich wszystkich.
Ale wyobrażam już sobie, ach jak fajnie będzie poznać jednak nowych ludzi i odetchnąć trochę, zalizać rany i odnaleźć następnym razem trochę więcej szczęścia. Ach przyda mi się.

Napawa nadzieją bardzo

Haha!

sobota, 7 kwietnia 2018

Po perturbacjach uspokaja się jeszcze bardziej

Dopóki nie posłuchałam sobie tej piosenki, czułam się okropnie. Bo znowu miałam sny koszmarne po prostu, i przez to spało mi się też okropnie, no i jak się obudziłam to miałam mega, mega doła rano. Wszystko w mojej głowie, tak wiem.
Dlatego zaczęłam się jakoś zbierać, doprowadzać do porządku, wzięłam się za robienie rzeczy no i włączyłam sobie muzykę. Najpierw ciągle było mi gorzej, momentami jakieś pocieszenie, ale dopiero w tej poczułam takie ciepło i wsparcie. Coś pięknego, bardzo! Tyle zrozumienia, otuchy i podniesienia na duchu... Czuję, że potrzebuję tego bardzo.

piątek, 6 kwietnia 2018

Już się trochę uspokoiło

Nie wiem czemu przypomniało mi się teraz to z drugiej części Gothika, ta przełęcz z orkami, gdzie przez ten szyb można było przejść do Doliny. Tak tam pustynnie było, jeszcze te wilki i gobliny tańcujące. Znaczy, nie w dolinie było pustynnie, a w przełęczy. I nie wilki tańcowały, tylko gobliny. Ach, ta niejednoznaczność.
A tylko chciałam wrócić jeszcze do tego cytatu, otóż nie z Exupery'ego on a z jakiegoś innego autora, chociaż nie wiem, bo jakieś dwa nazwiska się przyplątały jak szukałam, potem z kolei że autor nieznany, więc aa tam. Dość, że w riserczowaniu za tym cytatem natkłam się na takię jedną sobie stronkę, z kolei na owej:
"If they don’t come back, you would only have been fighting a losing battle to hold on to them. That is a battle that you will eventually lose, so lose it early and get on with your life."
Co nie?? A no właśnie.
W ogóle tak się zastanawiam, bo to jeszcze nic nie wiadomo, ale coś tak czuję że pakuję manatki i wynoszę się stąd, niech tylko całą sesję pozaliczam i wakacje się rozpoczną. Serio, dosyć mam już serdecznie. Taa, nigdy bym nie powiedziała była, że tak mi się sprzykrzy to cudowne mieszkanko (bo skądinąd było takie przez dłuższy czas), Wrocław ogółem czy już w ogóle moja uczelnia i studia (też takie były, jeszcze jak, prawda?). A tu dang! niespodzianka. Kolejna złociutka rada, nie ma co brać czegokolwiek za pewnik i zaklinać się, że coś tak albo srak. No bo nie. A potem tylko szok i niedowierzanie, los cebula i krokodyle łzyyyy... Dla mnie też niezbyt łaskawy był dzień, dla mnie też za długa zima i zła, dla mnie też, ale przyznaj, że w sumie się żyje cudnie i...
Już, już przestałam wyć, przestałam płakać (na razie, wszak dla zdrowia lepiej nie dławić nic w sobie, skoro tylko najdzie skołataną duszę taka przemożna potrzeba), no.
To o czym ja w końcu znowu miałam mędzić? A bo tak słucham w kółko Cherry Wine w wersji live Hoziera, Golden State Eddiego w duecie z Natalie Maines, tudzież paru innych przeplatających się. O, wcześniej jak miałam tę srodze melancholijną melodię, wtedy jak mnie tak dopadło, to pierwsze co wróciłam do pokoju i znowu Marnując moje młodzieńcze lata London Grammar.
A co dzisiaj i wczoraj było fajne? A chociażby jakże przemiłe zajęcia z kochaną panią od opisowej, a później z panem od naukowo-technicznego i leksojacusiem. Siedziałam na jednym z Jessiką, na innym z Agatką. To było bardzo fajne. A ignorancja zupełna i obojętność na wiadomo czyją obecność też mi popłaciła. Okazała się to ze wszystkiego możliwie najlepsza strategia, dzięki której mam względnie największy spokój, po prostu nie przejmując się i olewając tak po całości. Na serio tak jest najlepiej. Tak jak i dzisiaj też na tych zajęciach w komputerowni. Też super.
Aha, no właśnie, co do tego wynoszenia się stąd - no bo właśnie, to się jeszcze zobaczy, ale najchętniej to bym najpierw na wakacje sobie hop-siup za granicę do tej roboty, a potem na zimowy wcale tu nie wracała do tego zjebanego miejsca, cytat słow(n)ikowy he he, ale chociażby do jakiegoś innego miasta, a dajmy na to takiej Warszawy, no bo czemu nie. Gorzej by miało być? Haha niby jak? No proszę. Nic nie może nie wyjść przy obecnym stanie rzeczy. A tylko się mogę pokrzepić dodatkowo i ochłonąć jakoś życiowo, no same plusy, proszę państwa. Ach, już się nie mogę doczekać! Byle do wakacji. Te dwa z kawałkiem miesiące przyginania i będzie git.

Nie masz przecież czasu na pierdoły

Czemu ja ciągle płaczę za nim? Miesiąc temu jeszcze się o tej porze nie spodziewałam, jakie okropności mi się znowu szykują. Czemu znowu? A no bo te półtora roku, właśnie, odzwyczaiłam się już w sumie od nich. W zasadzie miałam nadzieję, że już tak będzie, że skoro tak już mi dobrze było we Wrocławiu, to nic mi tego nie zepsuje. No i się pomyliłam, bardzo, i cóż. Za bardzo się nawet zapędziłam, wiążąc się w ogóle z tym Marcinem. Nie warto było! Powiadam. Byłabym dalej dziewicą, nie całowałabym się była z nikim, w ogóle nic-nic. On to traktuje, że chociaż ma się jakieś doświadczenie i naukę na błędach, ale ja przecież tak nie chciałam. Zawsze podchodziłam idealistycznie, że jak już pierwszy chłopak, to musi to być poważny związek i na długo.
Czy jego te nadzieje moje tak przytłoczyły? Nie powinno tak być. Nie byłoby tak, gdyby odwzajemniał moje zaangażowanie. Tymczasem on popróbował, zniechęcił się i wycofał. Wszystko moim kosztem, bo ja otworzyłam się na niego, przekonałam sama i nakręciłam już fest. Wiem, że on nawet nie miał złych intencji ani nic, nie o to chodzi. Po prostu był strasznie, strasznie głupi, że mi na tyle pozwolił, skoro sam nie był od początku przekonany. Bo ja na początku też nie byłam. Ale sama zaczęłam się przekonywać, bo przecież bardzo kogoś chciałam, a on się zdawał taki właściwy przez to wszystko, że też się tak otworzył na mnie na początku... i w ogóle...
A teraz wszystko wniwecz. Nawet, jakbym chciała bardzo znowu z nim być, wciąż z nim być, to nic nie mogę z tym zrobić, bo wszelkie moje starania zniechęciłyby go tylko jeszcze bardziej. Przecież wiem. Zresztą nawet, jak sobie wyobrażam, że jakimś cudem on będzie chciał po czasie wrócić do mnie, czy w ogóle naprawiać coś między nami - to ja absolutnie odmówię. No bo go nie chcę, po tym, jak koszmarnie się na nim zawiodłam. Po prostu nie, i nie.
Tak mi słusznie dyktuje ta rozsądna część mnie. Gdyby tylko nie przegrywała z tą romantyczną, sentymentalną, beznadziejną, która niestety wciąż przeważa we mnie i to znacznie. Bo chyba jest mi najbardziej naturalna. Przez nią tak rozpamiętuję, wręcz dramatyzuję, i żyć mi się odechciewa, i cierpi mi się strasznie a niepotrzebnie aż tak bardzo. I idealizuję go sobie wciąż - że i tak bym znosiła wszystkie jego wady, że wszystko bym zrobiła dla niego, że pewnie nikt mi się już nie trafi. Chociaż zasługuję przecież, żeby ktoś mnie też bardzo pokochał i zaakceptował i starał się dla mnie, a na nim pierwszym się po prostu zawiodłam, bo on na poważny związek po prostu nie jest gotowy. I tylko niepotrzebnie mnie sam w błąd wprowadził i naraził w ogóle na takie rozczarowanie ogromne i męki pańskie, z jakimi mnie teraz zostawił.
Już bym wolała, żeby on całkiem przestał dla mnie istnieć. A tu musimy mieć zajęcia jeszcze razem przez dwa i pół miesiąca, Chryste Panie. Z drugiej strony, jak myślę, że miałabym już go całkiem nie widzieć i że w następny rok mielibyśmy nie mieć już zajęć wcale razem, jakoś tak odruchowo mnie to przeraża, że przecież nie, bo ja ciągle tęsknię za nim.
No właśnie, ale to udział odruchowej tej mojej, niewyplenionej romantyczki niepoprawnej. Stop! Nie powinnam przecież liczyć już na nic z jego strony, na nic. Było, minęło. Ze wszystkimi niefajnymi rzeczami wszak tak się dzieje. Co z tego, że z nim na krótko jeszcze było mi fajnie? Nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem, czy, właśnie, nad tak naciąganym związkiem.
Rada na przyszłość: nie staraj się dla chłopaka, nawet choćbyś się do tego wyrywała, bo pewnie będziesz. Przekonywać się do siebie nawzajem, owszem, ale daj mu najpierw przekonać się do ciebie bardziej, żeby to on się napracował, no a jak nie będzie, jak ten pierwszy twój nieszczęsny, to niech spada na drzewo. Właśnie, Marcin też. Obrzydź go sobie teraz na maksa! I niech on też znika precz.
Jeśli kochasz, pozwól odejść
Jeśli kocha, wróci do ciebie
Jeśli nie, nigdy twój nie był
Więc nigdy mój nie był. A to z Exupery'ego.
Miałam jeszcze pisać na początku, że byłam dzisiaj pierwszy raz w pracy i to o piątej rano he he, i jak to nie było mi mega ciężko że aż się rozpłakałam znowu w drodze do domu, ale tak trochę się pomazałam i mi przeszło. No i zabrałam się od razu za wklepywanie tego posta, no bo komu się będę żalić, Adze? Sofii? Nie będę przecież użalać nad sobą bardziej niż muszę. Ani siostrze, ani przyjaciółkom. W sumie nie mam jeszcze takich bardzo-przyjaciółek, ale Sofii najbliżej, bo przynajmniej z nią na tyle pogadałam o Marcinie i ona ze mną też o swoim pierwszym związku, który się rozpadł. A ja nie mogłam uwierzyć, że ona, biedactwo, przeszła przez coś takiego i tak dobrze się trzyma. No nic tylko podziwiać. I brać przykład.
W końcu też jestem silna, tylko tę siłę trzeba skrupulatnie z siebie wydobywać. I pielęgnować. Wierzyć w siebie zawsze, zawsze, zawsze! Tak!
Piękna piosenka, przepiękne wykonanie, nie piję sama wina, ale co z tego?

czwartek, 5 kwietnia 2018

Pełen miesiąc złamanego serdusieńka, jak pełnia księżyca minie sobie niedługo

Te półtora roku było takie cudowne, że żyć mi się chciało i byłam taka zadowolona ze wszystkiego i szczęśliwa. To długo. I tak nieprzerwanie. Aż się nie wpakowałam w takie usunięcie gruntu spod nóg. Może więcej mi trzeba teraz czasu, żebym znowu się nie czuła pusta i niedopełniona. Może mniej. Ja się staram, żebym już-już miała wszystko poukładane, ale nie wychodzi. Przecież powinnam całkiem przekreślić już go, jego wszak strata, dla świętego spokoju to zrobić. A potem dziwota, że śnią mi się po nocach takie męczące koszmary. Aaaach, Jezu. Trzeba czasu, tak? I cierpliwości? No to dobra. Ale co się nie naubolewam teraz, to moje tak...
Uuu Boże, jaka gorycz. Dobra, stop; znajduję w końcu jakieś pocieszenie, więc trzymać się tego, a na trudnościach jedynie szlifować i wzmacniać. I tyle w temacie. Jutro mija miesiąc, nie maż się już.
Byle do wakacji, i będzie fajnie. Byle sobie popracować. Tyle mam przecież jeszcze szans w życiu?

wtorek, 3 kwietnia 2018

No i jutro wracam na chajzę i dobrze

Obejrzałam po nocy jakoś te Virgin Suicides z przecudowną Kirsten Dunst, kocham ją. W ogóle zauważam, jak mi łatwo kochać kobiety i podziwiać w ogóle i zachwycać się, ale tak z męskiego bardziej albo w ogóle estetycznego czy metafizycznego punktu widzenia jakoś. A jako tak, że sama będąc kobietą to e, raczej nie.
Ale się słodyczy ożarłam, aż mie mdli o łee. A i tak żrę teraz jeszcze tofifi. Chociaż już stara godzina i chociaż już umyłam zęby.
Serio, w tę rodzinę to ja tu przyjechałam tylko do siostry i do kotów. No, i może jeszcze z jakichś drobniejszych sentymentów. Ale poza tym, to patolololo i aż doceniam, że jakichkolwiek dram bym nie miała nawarzonych sama we mieście, to jednak dom mam ja tam mam, no jak nic, i takie uwstecznienie się nie daj Boziu, to za nic. No...
Na marginesie, bo na tyle to teraz już zasługuje, pozbierałam się już całkiem! nad tym moim pierwszym związkiem. Święta Gryzeldo, ooo! Czy wszystko wszystkim, nie ze swoim idealizmem miałam ja aby największą zgryzotę? No? No tak właśnie było. Właśnie nie z czyimś idiotyzmem, niedojrzałością, i ja nic nie implikuję z tego miejsca, ani jakimś tam niedopasowaniem czy chuje wiedzą. Nawet nie z tą goryczą pierońską, jakobym ja była już jakąś całkowitą sraką i że niechciana czy coś, bo wiem przecież dobrze, że tak nie jest.
W drugą stronę właśnie, że to właśnie bardzo a bardzo by należało docenić i strata tego, który ma oczy w dupie i tamże wszelakie pojęcie.
Przynajmniej tak się przekonuję (przeko-nałam).

poniedziałek, 2 kwietnia 2018

Ajaramdade

Odmóżdżam się jakimiś serialami na necie. Pisać coś próbuję, te dygresje takie że niby do moich syfów co to je niby kiedyś napiszę. Napiszę. I nie syfy, to będzie dobre.
Zajebiste to będzie, co ja mówię. No pozamiatam na aller glanc, tak będzie.
Ślepia mnie już pieką, spać trzeba. A ja nie śpię. Przemęczam je, no, dlatego mnie pieką, i w ogóle zęby też powinnam iść umyć. A nie chce mi się, a potem dziury. Ale co ja gadam, i tak wstanę pójdę umyję. Jak zawsze. A z psujami i tak trzeba będzie pójść do dentystki niech pomęczy. Naprawi, znaczy. Ja się pomęczę. Dobrze.
Dobrze właśnie jest już, właśnie. O, jak jest dobrze. Ożarłam sie dzisiaj za dużo po tym jakże zdrowym postowaniu we mieście, a teraz na raz świąteczne obżarstwo i myślałam już moment, że skonam. Ale nie skonałam, no aż tak mi się to jeszcze nie uśmiecha.
Dlaczego to wrzucam?
Dobrze mi w życiu, źle to nie będzie. Mądra jestem i mam dosłownie wszystko na miejscu, to nigdy mnie nie będzie gorzej. Frajer niech się goni. To raczej ja nie będę robić za frajer. I ściełać się, płaszczyć no to nie ja. Do widzenia. Święta są dobre, jedzenie jest dobre. I życie jest dobre. Kocham życie bardzo. Facet bardzo dobry jeszcze mi się trafi, taki ideolo. Cierpliwości i zdrowego rozsądku mi nie zabrakuje, narobiłam sobie zapasy. 
A jednak suszy mnie gardło trochę ze smutku. Ale to nic, pogoda w sumie chujowa za oknem
ale to nic BO JEST SU-PER i w ogóle dam radę i jestem silna.

niedziela, 1 kwietnia 2018

Ładne to takie

Po tym częściowo zjebanym marcu przynajmniej już kwiecień będę miała względnie stusunkowo zupełnie szczęśliwy. Bo co? bo postanowiłam, I decided, decided, decided
Powinnam być najszczęśliwsza, że wyszło jak wyszło i jestem.
Tak