wtorek, 3 kwietnia 2018

No i jutro wracam na chajzę i dobrze

Obejrzałam po nocy jakoś te Virgin Suicides z przecudowną Kirsten Dunst, kocham ją. W ogóle zauważam, jak mi łatwo kochać kobiety i podziwiać w ogóle i zachwycać się, ale tak z męskiego bardziej albo w ogóle estetycznego czy metafizycznego punktu widzenia jakoś. A jako tak, że sama będąc kobietą to e, raczej nie.
Ale się słodyczy ożarłam, aż mie mdli o łee. A i tak żrę teraz jeszcze tofifi. Chociaż już stara godzina i chociaż już umyłam zęby.
Serio, w tę rodzinę to ja tu przyjechałam tylko do siostry i do kotów. No, i może jeszcze z jakichś drobniejszych sentymentów. Ale poza tym, to patolololo i aż doceniam, że jakichkolwiek dram bym nie miała nawarzonych sama we mieście, to jednak dom mam ja tam mam, no jak nic, i takie uwstecznienie się nie daj Boziu, to za nic. No...
Na marginesie, bo na tyle to teraz już zasługuje, pozbierałam się już całkiem! nad tym moim pierwszym związkiem. Święta Gryzeldo, ooo! Czy wszystko wszystkim, nie ze swoim idealizmem miałam ja aby największą zgryzotę? No? No tak właśnie było. Właśnie nie z czyimś idiotyzmem, niedojrzałością, i ja nic nie implikuję z tego miejsca, ani jakimś tam niedopasowaniem czy chuje wiedzą. Nawet nie z tą goryczą pierońską, jakobym ja była już jakąś całkowitą sraką i że niechciana czy coś, bo wiem przecież dobrze, że tak nie jest.
W drugą stronę właśnie, że to właśnie bardzo a bardzo by należało docenić i strata tego, który ma oczy w dupie i tamże wszelakie pojęcie.
Przynajmniej tak się przekonuję (przeko-nałam).