piątek, 6 kwietnia 2018

Już się trochę uspokoiło

Nie wiem czemu przypomniało mi się teraz to z drugiej części Gothika, ta przełęcz z orkami, gdzie przez ten szyb można było przejść do Doliny. Tak tam pustynnie było, jeszcze te wilki i gobliny tańcujące. Znaczy, nie w dolinie było pustynnie, a w przełęczy. I nie wilki tańcowały, tylko gobliny. Ach, ta niejednoznaczność.
A tylko chciałam wrócić jeszcze do tego cytatu, otóż nie z Exupery'ego on a z jakiegoś innego autora, chociaż nie wiem, bo jakieś dwa nazwiska się przyplątały jak szukałam, potem z kolei że autor nieznany, więc aa tam. Dość, że w riserczowaniu za tym cytatem natkłam się na takię jedną sobie stronkę, z kolei na owej:
"If they don’t come back, you would only have been fighting a losing battle to hold on to them. That is a battle that you will eventually lose, so lose it early and get on with your life."
Co nie?? A no właśnie.
W ogóle tak się zastanawiam, bo to jeszcze nic nie wiadomo, ale coś tak czuję że pakuję manatki i wynoszę się stąd, niech tylko całą sesję pozaliczam i wakacje się rozpoczną. Serio, dosyć mam już serdecznie. Taa, nigdy bym nie powiedziała była, że tak mi się sprzykrzy to cudowne mieszkanko (bo skądinąd było takie przez dłuższy czas), Wrocław ogółem czy już w ogóle moja uczelnia i studia (też takie były, jeszcze jak, prawda?). A tu dang! niespodzianka. Kolejna złociutka rada, nie ma co brać czegokolwiek za pewnik i zaklinać się, że coś tak albo srak. No bo nie. A potem tylko szok i niedowierzanie, los cebula i krokodyle łzyyyy... Dla mnie też niezbyt łaskawy był dzień, dla mnie też za długa zima i zła, dla mnie też, ale przyznaj, że w sumie się żyje cudnie i...
Już, już przestałam wyć, przestałam płakać (na razie, wszak dla zdrowia lepiej nie dławić nic w sobie, skoro tylko najdzie skołataną duszę taka przemożna potrzeba), no.
To o czym ja w końcu znowu miałam mędzić? A bo tak słucham w kółko Cherry Wine w wersji live Hoziera, Golden State Eddiego w duecie z Natalie Maines, tudzież paru innych przeplatających się. O, wcześniej jak miałam tę srodze melancholijną melodię, wtedy jak mnie tak dopadło, to pierwsze co wróciłam do pokoju i znowu Marnując moje młodzieńcze lata London Grammar.
A co dzisiaj i wczoraj było fajne? A chociażby jakże przemiłe zajęcia z kochaną panią od opisowej, a później z panem od naukowo-technicznego i leksojacusiem. Siedziałam na jednym z Jessiką, na innym z Agatką. To było bardzo fajne. A ignorancja zupełna i obojętność na wiadomo czyją obecność też mi popłaciła. Okazała się to ze wszystkiego możliwie najlepsza strategia, dzięki której mam względnie największy spokój, po prostu nie przejmując się i olewając tak po całości. Na serio tak jest najlepiej. Tak jak i dzisiaj też na tych zajęciach w komputerowni. Też super.
Aha, no właśnie, co do tego wynoszenia się stąd - no bo właśnie, to się jeszcze zobaczy, ale najchętniej to bym najpierw na wakacje sobie hop-siup za granicę do tej roboty, a potem na zimowy wcale tu nie wracała do tego zjebanego miejsca, cytat słow(n)ikowy he he, ale chociażby do jakiegoś innego miasta, a dajmy na to takiej Warszawy, no bo czemu nie. Gorzej by miało być? Haha niby jak? No proszę. Nic nie może nie wyjść przy obecnym stanie rzeczy. A tylko się mogę pokrzepić dodatkowo i ochłonąć jakoś życiowo, no same plusy, proszę państwa. Ach, już się nie mogę doczekać! Byle do wakacji. Te dwa z kawałkiem miesiące przyginania i będzie git.