Wiele fajnych rzeczy na koszulkach mieli ludzie, co widziałam na mieście. Best things in life aren't things. Champions are made, not born. In girls we trust (a to akurat na torbie). Albo: Dziwne, u mnie działa. A ja dzisiaj dzień zaczęłam jedząc sobie loda oreo o północy na przystanku tramwajowym na zaolziańskiej, było dosyć ciepło ale trochu już mnie ziębiło w tej bluzie, ale i tak kupiłam sobie praktycznie same jakieś syfiaste żarcie, praktycznie same słodycze. Dzisiaj też tylko na czipsach i czekoladzie. Ale taki miałam humor i no ragrets. Paskudnie teraz w gębie od tego, na brzuchu też nieco ciurli, ale nic to, też mi coś. Chciałam to chciałam! Jutro już będę jeść normalnie i tyle w temacie. Może pójdę sobie na zupę do misia.
A, no bo spędziłam wczoraj kilka pełnych godzin z fajnymi moimi znajomymi. Nawet nie gadałam w sumie nic, jak to Ola powiedziała: minus jedno słowo. Ale bardzo, bardzo dobrze że tam poszłam. Potrzebowałam tego, wiedziałam o tym. Pod koniec za to jak zdarzyło mi się rozgadać, jak to Agatka powiedziała, że mam swoje momenty, o, tru.
Dżiz! jutro ta robota na piątą rano. Przecież muszę się ocknąć wcześniej, ee. Miałam już coś zmieniać z tą pracą, ale to chociaż do maja jeszcze porobię, aha no i z tym podaniem na most też się miałam uwinąć ajjaj! I z tym cv. A to je już zrobiłam. Aha. I przeszłam też płynnie (no, może przechodzę trochę jeszcze) do porządku dziennego nad tym, że nieudane związki najzwyczajniej chodzą po ludziach, o niefart jest nawet łatwiej niż o dobrą srakę. No bo taką rzadką, nie. Nie. E, no i te jego żarty też by mnie już nie bawiły. Płytki człowiek. Jak poznam tego swojego przyszłego męża, to pewnie weźmie mnie pusty śmiech, przy jakim byle czym bym się była ostała! o zgrozo.
A hitem sezonu są jebnięcia mpk, o których właśnie wczoraj zasłyszałam w towarzystwie. Albo te różne inne skandalale i zgłoszenia do prokuratury, o Boże, taki humor to w to mnie graj, i nawet jakbym była wciąż taką tykającą bombą uśpionego przypału towarzyskiego (ale przecież nie jestem), to i tak wczoraj było nad wyraz miło. Nad wyraz. A jak te tramwaje jeździły za nami, jak siedzieliśmy przed piątakiem, i na przykład nagle takie srrrut! i spięcie poszło tych po kablach czy to drutach nad tramwajem, i od razu ktoś: jebło!!. Serio, to jest śmieszne no niebożebnie. O, nieba, dzięki, serio. Hej, w sumie z typem też mi po prostu: jebło! Rozmawiałam nawet sobie z Agatką, że no po prostu jest trudno i człowiek się może zagryzać z tym, ale cóż? jak po prostu nie ma być inaczej. Nie ma to nie ma. Grunt, że będzie lepiej, bo będzie. Kiedyś! Ale będzie. No i wincyj tej kursywy wal, oo kwiaty takie artystyczne ojejku