Ale nie potrafię się tak całkiem nie przejmować, zachowywać zupełnie naturalnie, nie wiem. Chociaż - z drugiej strony, tak czy siak zachowywałabym się przecież podobnie. Nie jakoś przeciwnie, wylewnie, znaczy, przy kim bądź.
Więc może jak ktoś, tak, ktoś - przy kim bądź zachowuje się naturalnie, z otwieraniem się (do pewnego stopnia przynajmniej) nie ma problemów, czemuż to miałby się peszyć nagle, zawracając sobie glowę kimś choć ciut bardziej?
No ja tak sobie, tylko, teoretyzuję... Bo w ogóle powinnam była zacząć: OOOJEJ! Wpadam ci ja na niemca, a tu wolne miejsce akurat koło niego!!! A!!! Przez resztę zajęć nie posiadałam się wprost ze szczęścia, najgorzej że, choć jakim grzechem jest to tłumić, musiałam. Łaskawa zrządziła przychylność za to, że spoglądać mogłam ku niemu (i to z tak bliska!!) ile tylko dusza zapragnie. A cholera zapragnęła jako żywo, a niech mnie święci za te monsuny pochopności mojej.
Ale te oczy jego. Agrestowe... Zieloniutkie... Nie mogłam po prostu się-- Mmmm, aaach.
Cokolwiek by sobie nie pomyślał, może specjalnie i tego nie zauważył, ani się nie przejął... A odwzajemnił to spojrzenie mi tylko dwa razy. Ledwie. I hmm, jakby on uważał nawet bardziej (ale znać po nim tego nie bylo), coby na mnie właśnie lepiej nie patrzeć A wcale!
Ale ja mogłam!!!