poniedziałek, 6 marca 2017

Agrestookiego narysowałam

Mojego. Chcę go tak strasznie kochać. I całowałabym go... przenamiętnie. Teraz.
Pawełku. Czy ja nie zwariowałam? Aha. My nie rozmawialiśmy jeszcze nawet.
Jak podałam mu na opisowej listę obecności, a wychyliłam się do przodu specjalnie, powiedział mi wówczas: thank you. Jakie to słodkie. Ale to żadna z tych konwersacji jeszcze, o jakich - jakże dalekosiężnie... fantazjuję...
Wczoraj, na ten przykład (w końcu już dobre dwie zmrugi po północy, a ja naprawdę--njjeet! Nie zwariowałam!) znów caleńki profil jego prześledziłam. Najuważniej.
Co mam więcej, w końcu, pod ręką? I co z tego, że ta Julcia polajkowała tam wszystko od góry do dołu; przecież ja nie biorę tego na poważnie. 
Och, och. I w ogóle jakoś mi się nie chce spać. Może oczy mi się trochę kleją, ale przysypiać nie przysypiam. Zlazłam nawet po ciemku na dół i zeżarłam dwa kawałki jabłecznika drożdżowego z Agi urodzin. A Pawła zdjęcia wszystkie oglądałam. Znaczy co ja gadam. Tyle, co było. I czytałam. I patrzałam, oglądałam, a! Och, no ja już nie wiem.
Nie chce mi się spać w ogóle.
Wieczorem jadę w końcu z powrotem do Wrocławia.
Pozgrywałam sobie więcej muzyki wreszcie na komórkę. O ilu rzeczach byśmy mogli rozmawiać, rozmawiać i rozmawiać. I razem muzyki sobie słuchać, siedzieć, milczeć, pić coś razem, gadać, leżeć, tulić się, całować. Głaskałabym go po tych złotych włosach.