Chyba muszę to teraz napisać, żeby nie oszaleć.
Skup się, gamoniu tragiczny: dobrze, że jesteś smutna. Tak właśnie: dobrze. To znaczy, że nie musi ci się jeszcze teraz wszystko układać. Potrzeba bowiem czasu. Doceniaj to, co i tak już jest fajne. Nie martw się też o naukę i nie histeryzuj, przecież dasz radę. Masz po prostu więcej roboty. Siądziesz, to i wszystko zrobisz, tyle w temacie, no.
A on, jego traktuj po prostu normalnie. To wykonalne. Musisz się po prostu zobojętnić. Jak ten roztwór chemiczny; jesteś nim poniekąd, w końcu. I już jutro, calutką środę, też będziesz po prostu mądra i zneutralizowana. Pamiętaj, dla dziewczyn miła i serdeczna, nie wykluczaj się do cholery tak i nie przerażaj wewnętrznie. Przecież to kpiny warte, no.
Ręce w powietrze, włosy na wietrze...
Dasz radę, krok po kroczku wszystko będzie dobrze, tylko nie pogrążaj się w zmartwieniach żadnych. Nie wiem no, myśl o rzeczach jakichś przyjemniejszych. Można też fantazją nadrabiać (obym nie nadużywała już tego słowa), znaczy, no dobra ci, myśl już tam sobie o głupotach i nie dręcz się, kurde, wyrzutami sumienia. Ma ci być lżej w końcu. Nie można tak dramatyzować, na litość boską. Po prostu, nie wiem, przeczekaj, jak się już czujesz naprawdę, naprawdę pogrążona w czerniejącej rozpaczy jakiejś. A precz z nią!! Będzie dobrze! I tego się trzymaj! Już jest dobrze, tak naprawdę! Ha ha!