piątek, 31 marca 2017

Po marcowaniu

No i już tego marca podmuchy ostatnie. Tak naprawdę, nie wieje jakoś bardzo. Nawet piękna była dzisiaj pogoda, jak tak szłam z lengłydż fajels pod pachą na ksero, żeby sobie skserować, no i tak sobie pomyślałam. A obejrzałam sobie z ognuśniałości Miecia streszczenie z "Potopu", i tak mnie naszło na poetycko. He, nie, żeby to było bardzo poetyckie jakoś, i w ogóle, że jakiś związek między tym. Może to bardziej przez to, że ta wiosna, wiosenka? Oooaa, jak pijęęknie! Pięknie. Jak ja bardzo, bardzo, bardzo kocham Wrocław! Dobrze, że w stare strony obracam tylko w przełom dwu dni, na pięćdziesiątkę cioci (w sumie, Mamy mojej Chrzestnej, mogłabym jeszcze ładniej ująć przecież!). Jeśli nie będzie jeszcze fajniej, niż niedawno u Maców na pińdziesiątkę wujka, to i tak pewnie będzie podobnie fajnie, i miło w ogóle. I w poniedziałeczek znowu nawiedzam rozkoszną panią Alę i swoje ukochane lokum.
Wracając do początku wypociny - bo dokądóż to bieży... O tak, jutro już kwiecień, kwiecionek. Wiosny jeszcze więcej! A mi już przeszło - nerwy jakie bądź, imaginacja uporacja, upór w sensie przy głupocie. Umiem też mądrzeć!
Ale dużo roboty, nie chce mi się, bo jestem leniwa. Ale ile się naobijam, tyle potem i tak nadpracuję, najwyżej skondensowanie. Bo biorę w końcu i czas poświęcam, i skupiam uwagę, i szanuję naukę całą pokornością swojego serca. Nie jest ono jeszcze takie zimne. Nawet wcale. Jakby zakręcić z czubka Ziemi, dojdzie się znów na sam biegun, prawda? Co to ma do rzeczy, e. A mnie olśniło tak, że przecież ze wszystkim daję radę! I o co tu się martwić, skoro całkiem dobrze sobie w życiu radzę, nie mówiąc, że w ogóle mam rajsko-niebiańsko prawie że, bo tak łatwo i w ogóle, kolorowo? No, może trochę przesadzam. Ale nawet jeśli, to tylko troszeczkę. Bo najwyżej mam jeszcze drobne zagwostki sama ze sobą, a tak to mam przecież super. Że ja miód słodki, cały słoik potrafię zeżreć w dwa tygodnie to ja nie wiem uollolou....