środa, 1 marca 2017

Rośnie we mnie...

Nie, nie gniew! Zadowolenie! Bo oto wszystko jest tak, jak powinno.
Który to raz już kolejny: Julia? Mi się widocznie nie miało trafić zasiąść chociażby obok niego, gdzieżby, ale już z Julcią specjalnie na wykładzie usiedli sobie na samym końcu razem.
Nie zrobiło mi się niedobrze z zazdrości/złości/miłości/żałości, nic z tych rzeczy. Nie patrzyłam tam nawet wcale. Zajęta oglądaniem Dead mana Jarmuscha, który zaserwowała pani. Jaki wymowny tytuł, swoją drogą. Usiadł koło mnie Błażej, za to. On mnie przynajmniej trochę lubi. I ja go również, szkoda tylko, że do niego nie ciągnie mnie w ogóle, tak jak do P... do tamtego. Znaczy się, ciągnęło. Bo beznamiętnie zabiłam już to w sobie.
Ha ha. To by nawet brzmiało jak autentyczne gimbobóle. Smęty wyssane z palca! Gdyby, niestety, nie kosiło szerszego zasięgu, jak ta mroczna kosa mrocznego kosiarza jakiegoś. A niech go... 
NIE MAM SIĘ JEDNEMU PODOBAĆ, ANI DRUGIEMU, ależ, to dobra, niech się-- niiie będę wyklinać, niechże sobie poczekam tedy wciąż na tego - jednego - z którym się spodobamy całkiem, zupełnie, kompletnie, absolutnie wzajemnie.
Okej, to trudne, jasne, w dodatku ja jestem strasznie głupia. Ale uczę się zawżdy!!, przez męki i błędy kretyńskie; ale zawsze. (czy zawżdy tu pasuje? a, niech będzie.)
Już całkiem spokojnie zaś: zadowolona jestem. I to wcale, nawet. No. No naprawdę.