"poczucie samotności oznacza, że najbardziej potrzebujesz samej siebie" - rupi kaur
wtorek, 29 listopada 2022
Sy.mul.ta.nicz.ność rozszczepienia z pogubieniem
piątek, 25 listopada 2022
Settled for less
sobota, 19 listopada 2022
czwartek, 27 października 2022
Inna per.spekty.w.a
poniedziałek, 3 października 2022
collapsedd
sobota, 24 września 2022
Urlop z/do d.py
wtorek, 6 września 2022
sobota, 27 sierpnia 2022
Lekkoatletyczny
niedziela, 7 sierpnia 2022
Lajt
środa, 3 sierpnia 2022
Heavy
poniedziałek, 1 sierpnia 2022
Dupa i hu
sobota, 23 lipca 2022
Will it go away?
czwartek, 21 lipca 2022
Sometimes all I think about is you / John
sobota, 9 lipca 2022
Dobry moment
niedziela, 19 czerwca 2022
Mooooood.
Gorąco, a człowiek siedzi marnotrawiąc życie w pracy, cały świat się dzieje gdzieś na zewnątrz, a tu jak w tym teledysku.
niedziela, 12 czerwca 2022
June vibes
Nie mam za bardzo czasu pisać, za dużo innych rzeczy. Piszę, ale akurat rzeczy na studia. Od gapienia się w monitor w pracy do gapienia się w monitor w domu, a w przerwach w ekran telefonu. Ale przyjdzie odpocznek, jeszcze odpocznę od tego wszystkiego, tak jak w cudownych chwilach można sobie odetchnąć przy takich piosenkach.
Do zobaczenia w luźniejszej rzeczywistości.
piątek, 20 maja 2022
Imprezowy piątek
środa, 18 maja 2022
Trzeci tydzień maja, quick facts z dziś
piątek, 6 maja 2022
Update z początku maja
wtorek, 12 kwietnia 2022
Sprawozdanie z połowy kwietnia
czwartek, 31 marca 2022
Sprawozdanie z końca marca
Lepiej skupiać się na pozytywach. Więc, na przykład, czuję się całkiem dobrze, na pewno lepiej, niż jeszcze kilka miesięcy temu. W zasadzie cztery, pięć miesięcy, najgorzej od sierpnia do grudnia, a trochę jeszcze do końca stycznia, czułam się naprawdę źle, i na ciele, i na umyśle. I choć się obawiałam i dramatyzowałam niestety, że już po mnie, że to coś strasznego, oto dalej jestem i nawet czuję się całkiem nieźle, i radzę sobie. Nie znalazłam jeszcze pracy, choć szukam od początku lutego, ale lada dzień już będę miała, i też sobie dobrze poradzę. Pierwszy semestr na studiach udało się mimo wszystko zaliczyć i to z całkiem przyzwoitymi ocenami, nawet praca magisterska nabiera kształtu.
Z pieniędzmi też nie jest najgorzej, nawet zakrawa to o dobrobyt, oczywiście nie porównując się z najbogatszymi, tylko patrząc obiektywnie: że stać mnie codziennie na kawę rano, dobre kanapki i jajecznicę na śniadanie, ciepły obiad, herbatkę, nawet jakiś smakołyk. Wszystko koszmarnie podrożało i dalej drożeje, to fakt, ale mimo to jednak jakoś sobie radzimy oboje. A tu jakaś wygrana w zdrapkę, a tu parę groszy z innej loterii, innym razem znowu dostałam z banku 40 euro, które gdzieś zalegało a o którym nie miałam pojęcia, tu znowu jakaś promocja w innym banku (nawet dwóch), a tu jeszcze od rodziny jakiś grosz. Naprawdę nie jest źle. Wiadomo, że człowiek by się cieszył z takich 13 milionów, jak ten co rozbił niedawno kumulację w lotka, ale też trzeba docenić, że nie jest się skrajnie biednym.
poniedziałek, 21 marca 2022
Trzeci tydzień marca, Pierwszy dzień wiosny
poniedziałek, 14 marca 2022
W połowie marca
poniedziałek, 7 marca 2022
Po pierwszym tygodniu marca
czwartek, 24 lutego 2022
Is this the real life? Czy jakiś koszmar.
Słów brak i najgorsza we wszystkim ta niemoc, bezsilność na ludzką tępotę i szkodliwość.
środa, 23 lutego 2022
W trakcie czwartego tygodnia lutego
Jestem teraz na uczelni. Siedzę przy laptopie. Wzięłam, bo trzeba było wziąć na seminarium.
Pieką mnie oczy. Nihil novi, zwłaszcza że siedzę przy wysuszającym powietrze grzejniku, a poza tym malowałam rano oczy, a po tym zwykle też mnie lubią szczypać.
A propos zajęć, to też się dzisiaj spóźniłam jakieś szesnaście minut. Ale profesor się spóźnił pół godziny, więc przynajmniej nie miałam takiego przypału. A to wszystko w konsekwencji nawracających cyrków na mieście, tym razem dość grubych, bo akurat około południa poblokowane, zakorkowane i obstawione policją były okolice Powiśla i Centrum. Bo kanclerz Niemiec przyjechał, bo wypadek, bo strajk rolników - jeden ch.., zawsze się znajdzie coś.
Najpierw oczywiście się zdenerwowałam i cisnęły się na usta komentarze i zażalenia dotyczące całej sytuacji, ale starałam się jakoś uspokoić, zracjonalizować - że to przecież nie moja wina i w ogóle i tak nie mam na to wpływu, więc ostatecznie udało mi się tę irytację jakoś zrównoważyć gorzkim rozbawieniem.
Poza tym dalej mam wrażenie, że jet trochę lepiej. Wypiłam sobie właśnie herbatę w papierowym kubku z żabki, zjadłam nawet pączka. Niechby dalej tak było w miarę dobrze, a nawet lepiej, ale na pewno nie na powrót gorzej.
Pandemia, korki na mieście, inflacja, wojna z Rosją, itd - wzruszyć na to ramionami. Pokręcić głową, machnąć ręką. W ogóle zatańczyć. XD No bo co?
poniedziałek, 21 lutego 2022
Only romaticizing pulling life up high
poniedziałek, 14 lutego 2022
Z drugiego tygodnia lutego
Krótki wpis. Mija drugi tydzień lutego. Jest trudno, jest ciężko. Praca, obowiązki, nieporządek na świecie, sprawiedliwości brak, pomocy brak, tylko sidła systemu, uwiązania, podatki, wszystko aż do porzygu kręci się wokół pieniądza.
Nie nowością jest, że można by utyskiwać bez końca, do przysłowiowej usranej śmierci (i przysłowiowego jednego dnia dłużej), a nie zrobiłoby to kompletnie żadnej różnicy, nie zmieniło nic na lepsze, niż gdyby od razu odpuścić sobie to całe pierdolamento.
To narzekanie, wymądrzanie się, czarnowidzenie i negacenie to jest korkociąg i raz się zacznie, to człowieka zasysa jak zawirowany odpływ w zlewie i tylko do ścieku, przepadł, lepiej w porę powiedzieć sobie: dość. I ja mówię sobie dość, dlatego leżę, trochę z zamkniętymi oczami, trochę z otwartymi, trochę się skupiam, trochę odpływam, wszystko byle uchronić się od porażenia przez jasny szlag.
To naprawdę kosmicznie dalekie od żartów, kiedy odejście od zdrowych zmysłów i od życia wisi na cienkim a napiętym włosku. Daj *boże* nie zwariować. Teraz więc sobie obejrzę choć kawałek serialu, choć oczy się kleją, a potem w sen, oby tylko był jak najbardziej spokojny, tak samo jak kolejny dzień w tym dziwnym, dziwnym miejscu.
czwartek, 10 lutego 2022
Pierwsze półtora tygodnia lutego
Jestem. Żeby nie było, to coś tam napiszę. Chociaż za bardzo mi się nie chce, za to spać - się chce. Oczy się kleją. Ukochany w pracy siedzi, znaczy jeździ. Biedny, dobrze że ta praca jakakolwiek jest, ale niedobrze że warunki tyle pozostawiają do życzenia. Ja też szukam jakiejś pracy i oby szybko się znalazła, i oby była znośna, i obyśmy mieli dostatek pieniędzy, a ponadto dobre zdrowie, i mogłabym tak kontynuować ten koncert życzeń, ale pozostaje tylko się starać i wierzyć. Tymczasem powoli już dobranoc.
niedziela, 6 lutego 2022
Dzisiaj nagle
Jak za starych dobrych czasów, wklejam pioseneczkę. Ech.
I mam kilka rzeczy do napisania, pozytywnych. A może jeszcze ważniejsze, realistycznych. Nie, że tylko co złe i pogrążające, to prawdziwe i trwałe. Dobre też trwałe i też prawdziwe, chociażby dla jakiejś równowagi, o ile ma być w ogóle takowa po coś.
1. W tym filmie Marsjanin gostek na koniec mówi w odniesieniu do swoich przeżyć, że jak jest już bardzo źle, tak najgorzej, fatalnie, to albo się poddajesz i jest już po tobie, albo jednak idziesz w zaparte, walczysz z tą chujnią, i - co się okazuje, możesz wtedy wygrać i jeszcze jest normalnie, jeszcze jest dobrze, choćby i nieomal to wszystko przepadło. Jednak się daje uratować, jednak można wygrać.
2. A na to durne pytanie "po co?", które tak podkopuje właśnie pod wszelkimi staraniami, tak można odpowiedzieć: no dobra, może i "po co", bo i tak umrzesz, ale skoro miałabyś umrzeć już zaraz, to jednak nie byłoby żal, nie bałabyś się, nie chciałabyś się jednak cofnąć? Więc może to jednak uszanować, jednak jakoś się przekonać do dobrego myślenia, uporządkować to tak w głowie, żeby więcej to rozumowanie tak się nie wypaczało i nie mieszało, bo wtedy to i faktycznie trudno się ogarnąć i wszystko by można kwestionować. A to bez sensu i lepiej w ten sposób sobie jednak tego życia nie marnować.
3. Tyle osób naprawdę dobrych, wartościowych, ciekawych, utalentowanych, pięknych, przechodziło przez równą albo i jeszcze gorszą, może nawet wiele gorszą chujnię, i albo z tego wychodzili, albo walczyli długo i ciężko, albo kończyli tragicznie, i mając to na uwadze, nie powinnam pewnie użalać się aż tak na swoim życiem, bo jest co doceniać. A te trudności, pech, siatkę tych przeplatających się pocisków od losu należy jednak bagatelizować, patrząc obiektywnie, jak dużo, dużo gorzej jeszcze mogłoby być. A nie jest. Więc znów najprawdziwszy ten banał, że drobiazgami trzeba się cieszyć i naprawdę nic mądrzejszego nad to się nie wymyśli.
4. A propos widziałam na tvnie rano wypowiedź Joanny Kurowskiej, która właśnie mówiła, że ona skupia się mimo wszystko na tej pozytywnej stronie swojego życia, bo gdyby uległa tej negatywnej, to by dawno zwariowała. Jak ja się z tym utożsamiam. Z tym, że tej kobiecie umarli matka, ojciec, brat, siostra, mąż, nawet dziecko. I tak sobie myślę, ja i bez takich tragedii się rozpadam, a co, jakby i mi najbliżsi poumierali, jak ja bym się wtedy trzymała? A tak to umierałam już ze strachu przed, powiedzmy, wyimaginowanym rakiem, którego jednak, jak się okazało, nie miałam te trzy, cztery miesiące temu, kiedy robiłam ten rezonans i wynik wyszedł najprościej mówiąc nierakowy. Toż naprawdę niech sobie człowiek daruje durne nakręcanie się, wyobrażanie wszelkiego najgorszego, czarnowidzenie, negacenie.
5. Żeby to się tylko samo tak nie nakręcało, że właśnie pomyśleć coś pozytywnego to trudno, blado wychodzi i zaraz ulatuje, za to strachy jakieś i inne demony jak najdą, to osiądą ciężko i człowiek naprawdę bliski zwariowania i zejścia. Oczywiście, że lepiej się skupiać na tej pozytywnej stronie, ale w tym trudność, że ta negatywna strona cholerna potrafi być silniejsza, i ty złym myślom mówisz: wypieprzać, a one ci mówią: NIE, i bądź tu mądry. To jak ze żmudnym budowaniem misternego domku z kart i rozwaleniem go w sekundę jednym dmuchnięciem. Po prostu to złe ma to do siebie, że przychodzi za łatwo. Ale skoro można walczyć i da się pokonać, i chwilami naprawdę potrafi być lepiej, to to jest właśnie twoja wygrana.
A czemu siedzę tak późno po nocy? Otóż chłop jest na nocce i tak się trochę solidaryzuję, że jak on wróci nad ranem, to oboje w dzień odeśpimy, żebym się ja tu nie tłukła i nie budziła jego, zważywszy że mieszkamy w kawalereczce.
środa, 2 lutego 2022
M(ęcz)arnie
niedziela, 30 stycznia 2022
Sprawozdanie z końca stycznia
Z fajnych wydarzeń tego tygodnia to byliśmy w takim kebabie na peryferiach, gdzie było tak miło klimatycznie, mimo że taka budka, i pan nawet herbatkę podał, no miło. Poza tym wpadła znów mama, graliśmy w kniffla, co bardzo lubię, było dobre jedzonko, między innymi zupka warzywna i gołąbki, byliśmy razem tu i tam, chociażby w muzeum żydów polskich, w uniwersyteckim ogrodzie botanicznym, w teatrze na dobrym spektaklu - z panami Tyńcem i Barcisiem, świetni aktorzy, fajnie się oglądało.
A dzisiaj finał WOŚP-u, trzydziesty, pogoda co prawda paskudna, to chociaż w telewizji się pooglądało. Poza tym uczyłam się jeszcze trochę na egzamin, robiłam zadanka, mam do zrobienia jeszcze trochę w tym nadchodzącym tygodniu, zaliczenia jeszcze jutro i w czwartek. Chwilami jest trochę trudniej i nie czuję się, co tu dużo mówić, najlepiej, nachodzi mnie pogubienie, dezorientacja taka, zniechęcenie, bezsilność, ogólnie ciężkie takie myśli, złe przeczucia i tego typu gówno. I fizycznie zdarza się gorzej poczuć, ale generalnie jedno i drugie da się znieść, i tego się trzymam, że skro wciąż to wytrzymuję, to po prostu wciąż będę wytrzymywać, i do przodu. Byle mieć siłę, no i oby jak najczęściej czuć się jednak lepiej, i byle jak najdłużej. I do przodu! Będzie dobrze, TRZEBA w to wierzyć.
piątek, 21 stycznia 2022
Sprawozdanie z trzeciego tygodnia nowego roku
Ten tydzień był całkiem dobry, względnie nawet fajny, i poza pewnymi wyjątkami ogólnie nie taki ciężki.
Pierwszy plus i wynagrodzenie moich starań: zaliczenie jednego egzaminu online. Pamiętam, że w dzień, w który się do niego uczyłam w zeszłym tygodniu, nie czułam się w ogóle najlepiej, kręciło mi się tak dziwnie w głowie do tego stopnia, że trudno mi było wysiedzieć przy laptopie i notatkach. A jednak konsekwentnie przez kilka godzin przerabiałam materiał, podczas testu też byłam skupiona i - udało mi się go zdać, w dodatku z całkiem dobrą oceną. Brawo! To zawsze coś.
W sobotę wyszłam na starówkę zobaczyć na żywo w jednej z knajp występ takiego Bartka, finalisty Voice'a, któremu kibicowałam niedawno, jak ten program emitowali. Odwiedziłam tę knajpkę na parę minut, była tam też inna uczestniczka Voice'a wśród gości, poza tym ludzi było całkiem sporo, więc tylko chwilkę popatrzałam, posłuchałam, nacieszyłam się i spacerkiem wróciłam do domu. A mróz był taki, że ręce grabiały, jak się ich nie schowało w kieszeń.
W poniedziałek, oprócz tego egzaminu online, miałam tylko jedne zajęcia, a przed nimi jeszcze wizyta u psychologa, gdzie się wreszcie dostałam na NFZ. Mimo że skierowanie na cito, to wizyta tylko taki wywiad piętnaście minut, a jakiekolwiek działanie na za ponad miesiąc. Bez komentarza, no co. Poczekam. W międzyczasie tak czy siak trzeba sobie radzić samemu, a ja radę daję, bo co.
We wtorek było bardzo fajnie, bo przyjechała mama z uczniami na wycieczkę, odwiedziłam ich na chwilę w tym hoteliku, a potem byliśmy razem w Centrum Kopernika i to był fajny czas. Następnego dnia towarzyszyłam im też w Muzeum Powstania, to już wizyta, chociaż wartościowa, trochę mniej przyjemna i ze względu tematyki, i mojego samopoczucia, choć też ogólnie było fajnie. Trochę smutno, jak już się pożegnałam i się rozstaliśmy, ale wspomnienie miłe pozostaje.
I na razie pozostaje w miarę spokojnie i tym się trzeba cieszyć, napawać, póki trwa i przede wszystkim nie martwić się już na zapas, bo nawet jeśli by i tak miało być trudniej, to zostawić to na wtedy, a nie zagryzać się już zawczasu, bez sensu. Tak że się staram wyluzować, na ile mogę, cieszyć się drobiazgami i zajmować najzwyklejszymi rzeczami, tak jak kiedyś byłam w zwyczaju, kiedy lepiej się wiodło tak ogólnie. Chodzę sobie po sklepach i po mieście, staram się normalnie jeść, ogarniać zakupy i wydatki, ogarniać też siebie i porządek w mieszkaniu, znajdować sobie zajęcia - na studia, dla siebie, nie zapominać też o głupotkach, byle dawały relaks i radość.
Banały, ale nie da się poczuć, jakie to ważne, wręcz zasadnicze, dopóki to się nie zmąci i gdzieś zatraci, i człowiek nie wie co ze sobą zrobić; koszmar. Na szczęście aż tak mnie to już obecnie nie trapi, i oby już nigdy nie trapiło w ogóle. Może po przebrnięciu kolejny raz przez taką załamkę, w końcu się robi dobrze na stałe. Na to mam wielką nadzieję. A póki co zachowywać spokój, dobre samopoczucie, dbać o siebie, o przyczepność w chwili obecnej, w ogóle się nie dawać takim bombardowaniom przyszłościowym (ale głupie określenie). He he.
piątek, 14 stycznia 2022
Sprawozdanie z drugiego tygodnia nowego roku
Jestem po kolejnym tygodniu, hej. Szczerze, to nie chciało mi się nawet zabierać do wchodzenia tu i pisania, ale jak już się przemogłam i jestem, to napiszę. Przecież miało być konstruktywnie i pozytywnie, jak założyłam tydzień temu. I jest to pewnie dobre założenie. Więc bez zbędnego narzekania i negacenia.
Może tylko tyle, że dzisiejszy dzień był dość ciężki. Taki, że chwilami trudno się skupić, przemóc, działać, poczuć dobrze. W skrócie to rano zjadłam jakieś śniadanie, wypiłam herbatę, zrobiłam też sobie obiad i zjadłam. Dałam sobie z tym radę, więc brawo! Tak samo jak z przygotowywaniem się do testu z wykładu, który mam w poniedziałek. Na ile mogłam, to się przygotowałam. Z jednej strony ciążyło mi to, że czułam się ciągle nie najlepiej, bo zawroty głowy, odrealnienie, dyskomfort w brzuchu i przełyku - to na ile to wszystko mogę w miarę dokładnie nazwać, w dodatku chwilami te losowe bardzo złe myśli nie wiadomo skąd.
Ale to na tyle z żaleniem się, bo to w końcu też nic nowego. Skoro w życiu codziennym bywa bardzo trudno, to chociaż w pisaniu będę zachowywać ład i skład i jakieś poczucie optymizmu.
Więc na przykład wczoraj bardzo fajnie wspominam te jedne zajęcia z angielskiego prawniczego, ciekawe były i w ogóle fajnie minęła ta godzina z kawałkiem. W ogóle obecnie to najfajniesze są takie momenty, w których czuję się chwilowo całkiem stabilnie, w miarę normalnie, bez obaw na przyszłość, bez jakichś specjalnie uciążliwych dolegliwości ze strony ciała. Co niestety okazuje się ulotne, i paradoksalnie ta stabilność jest właśnie chwilowa, czyli niestabilna. Ale, że znowu się łapię na kierowaniu w stronę negatywów (cóż, widocznie zbyt łatwo o to), to znów raczej pozytywna narracja - więcej widocznie warta, skoro o nią trudniej:
Może najlepiej winić za te zawroty głowy pogodę albo jakiś inny czynnik zewnętrzny, tak że po paru dniach na pewno mi się polepszy, na pewno. To samo ze zgagą czy dyskomfortem w brzuchu, to również może być objaw przeciążonej psychiki, więc dbając o nią, czyli o uspokojenie się, zachowanie pozytywnej narracji i - co się wydaje najtrudniesze - pogody ducha, będzie lepiej i wszystko będzie łatwiejsze do zniesienia, a może i nawet raczy łaskawie odpuścić i dać trochę pożyć na luzie.
Pożyć na luzie?... To się gdzieś wydaje takie oderwane jakby od rzeczywistości, która zepsuła się i sczerniała, ale, kolejny raz... przecież to może być tylko moje odczucie, wcale nie fakt, tylko takie samemu utrudnione podejście do rzeczywistości.
Jeszcze raz, muszę o tym pamiętać na kolejny tydzień w momentach, kiedy będę czuła, że jest ciężej, że nachodzi moją głowę (a za tym często i ciało) coś złego: żeby od razu zmienić narrację na pozytywną. Nie dopuszczać czarnych myśli głupich. Bo one SĄ głupie. Uspokajać się od razu, nastrajać pozytywnie. Tak więc i wieczór spędzę sobie jak najspokojniej i z pozytywnym nastawieniem na kolejny tydzień.
Mogę podsumować, że ładnie dałam radę sobie w tym tygodniu! Że napadały mnie jakieś słabości, okropne odczucia i myśli, to nieważne, one mnie atakują, ale nie daję się im i nie dam się. I brawo! Tak trzymać!!! A będzie w końcu jeszcze lepiej, może uda mi się wypracować to, że w ogóle przestaną mnie atakować i będę sobie mogła spokojnie, błogo funkcjonować. Zadomowi się we mnie na stałe poczucie bezpieczeństwa, powróci kreatywność, spontaniczność i dobra forma, jak na zdrową osobę przystało. Tak. Do tego powinnam wytrwale dążyć i na pewno nie poddawać się, choćby nie wiem co. ZAWSZE się nie poddawać i umieć znaleźć dobre wyjście. A jak jest źle, to przeczekać, wiedzieć, że przejdzie i będzie znów dobrze. I tymi dobrymi momentami umieć dobrze żyć.
No, to się nagadałam, więc dobrego tygodnia i dobranoc :) Trzymaj się :)
piątek, 7 stycznia 2022
Sprawozdanie z pierwszego tygodnia nowego roku
Od kilku dni już sobie myślałam, że może dobrym pomysłem będzie zapisywanie kolejnych tygodni, żeby nie tracić tego kontaktu z rzeczywistością. Jak na ironię, dzisiejszy dzień był tak nierzeczywiście potworny, a w szczególności jego wieczór, jakby na złość i na przekór moim postanowieniom i resztkom nadziei, że skoro nowy rok, to nowe wszystko, a nowe znaczy lepsze. Disappointed but not surprised, chyba mogę tylko napisać.
Klasycznie, jak już zaczynam pisać, to mogłabym tak przeciągać w nieskończoność, zwłaszcza jeśli ma to charakter narzekania/czarnowidzenia, bo i niestety o tym jakoś często jest najwięcej do napisania. A przy tym prędko zaczynam się gubić, mając tyle do napisania na raz, że łatwo i tak o pominięcie czegoś; a potem się okazuje, że to i tak nie ma znaczenia, bo ani ja się nie czuję w żaden sposób lepiej po takich wypocinach, ani nie zmienia to obiektywnie sytuacji na lepsze, ani w ogóle nikogo to za grosz nie obchodzi, czy napiszę o jednej rzeczy, którą mam na myśli, czy
(chwila przerwy, bo właśnie na polsacie zaczyna się "Przebudzenie Mocy" i aż łezka mi się w oku zakręciła)
-czy napiszę dowolną ilość różnych rzeczy, a i tak nie będzie to robiło żadnej różnicy czy poprawy i zapewne się totalnie obejdzie bez tego. Pesymistyczne gderanie, można by obiektywnie powiedzieć. Gdyby tylko nie jawiło się tak realistycznie i przekonująco, to by było po problemie.
No i skoro wpis i tak już się sam z siebie rozwleka, to może najkrócej i najrozsądniej będzie, jak napiszę tylko to, co było w tym tygodniu dobre i za co mogę być z siebie dumna (nawet jeśli za bardzo nie potrafię - ale to kolejny negatyw - więc jak najbardziej powinnam być dumna i zadowolona):
Po powrocie po świętach i Nowym Roku do Warszawy byłam pozytywnie nastawiona i motywowałam się, że będzie wszystko dobrze, dam sobie ze wszystkim radę. Byłam na badaniu USG ginekologicznym i pan doktor był bardzo miły, kulturalny, była przyjazna atmosfera, to też było fajne, nawet mimo że w wyniku wyszły tam jakieś rzeczy. Ale nie było tragedii i była to miła i spokojna wizyta. Byłam też na wizycie u psychologa i choć była ona trochę bez celu przegadana, to chociaż mogę być spokojna o to, że podejmuję jakieś starania, przełamuję się, żeby mówić i staram się uporządkować ten koszmarny i niezrozumiały chaos w mojej głowie. Miałam też, subiektywnie, bardzo trudne zadanie na studia, ale zmobilizowałam się i w dwa dni udało mi się je zrobić i to z całkiem niezłym efektem, i to też super, brawo ja. No i najważniejsze: wciąż żyję. Nie wyprowadziłam się. Nie rzuciłam studiów. Jestem zmobilizowana, by zachowywać spokój, wykonywać zadania związane ze studiami, pracą, odżywianiem się, kontaktami międzyludzkimi, domowymi obowiązkami, dbaniem o siebie. Jestem też zmobilizowana do utrzymywania optymizmu i spokojnego znoszenia trudności, i to każdego kalibru, kiedy ten optymizm wydaje się jednak niemożliwy do utrzymania. Będę pamiętać, by dawać sobie przestrzeń na przetrwanie takich beznadziejnych momentów, pamiętając, że zawsze potem będzie znowu spokój i miejsce na optymizm, a może i w końcu zakorzeni się on we mnie na stałe, co by było super.
No i to tyle. Do zobaczenia za tydzień. O złych rzeczach nie będzie pisania, bo lepiej to sobie i komukolwiek w ogóle oszczędzić, za to będzie tylko o dobrych rzeczach, nawet jakby miało tego być o wiele mniej, niż jakby się miało rozżalać nad wszystkim tym, co złe. Wystarczy sobie powiedzieć trudno i przeczekać, i byle nie szaleć, nie rozkojarzać się i rozpływać w beznadziejny niebyt. Nie tędy droga. Więc i za tydzień wpis będzie konstruktywny i pozytywny, a ja życzę sobie i temu światu siły, piękna, ukojenia i porządku w ogóle, bo to aż tragikomiczne, jak tego brakuje.